W trakcie walk o Poznań, położona na Ostrowie Tumskim Katedra św Piotra i Pawła została ciężko uszkodzona – zniszczeniu uległa fasada, runęły wieże, spłonęły dachy oraz wnętrze nawy głównej i bocznych. Hekatombę w lepszym stanie przetrwał jedynie wieniec kaplic otaczających świątynię. W trakcie odbudowy, z pod opadłych, XIX wiecznych tynków wyłoniło się, świetnie zachowane, średniowieczne lico ścian. Zdecydowano wówczas o jego odsłonięciu, dzięki czemu przywrócono miastu jedyną w swoim rodzaju gotycką katedrę zgodnie ze stanem z XV wieku…
Tyle, mniej więcej dowiedzieć się można z ogólnych opracowań i przewodników, opowiadających o dziejach tej świątyni. Rzeczywistość wyglądała tymczasem nieco odmiennie – skalę zniszczeń, w oficjalnej wykładni znacznie wyolbrzymiono, odkryte średniowieczne mury dalekie były od kompletności, a regotyzacja to w rzeczywistości historyzująca przebudowa, zdeterminowana uwarunkowaniami politycznymi oraz estetycznymi, znacznie odbiegająca od formy nadanej gmachowi w wiekach średnich. Największe zniszczenia zabytkowej konstrukcji spowodowały tu natomiast nie sowieckie lub niemieckie pociski lecz… archeolodzy.
Katedra Poznańska przed 1945 rokiem prezentowała się całkowicie odmiennie niż zdążyliśmy się współcześnie przyzwyczaić. Wyróżniała ją ogromna ilość nawarstwień stylowych, niemal ze wszystkich epok historycznych – obrastajacych gotycki trzon murów. Już sama średniowieczna świątynia, nie była jednak budynkiem jednorodnym i łączyła różne fazy budowlane – od XIII po wiek XV, stojąc równocześnie na romańskim fundamencie. W kolejnych wiekach nakładano na mury nowe kostiumy stylowe, co prowokowały liczne zalania, pożary i katastrofy budowlane oraz zmieniające się wymagania estetyczne. W XVII wieku runęły gotyckie sklepienia naw, odbudowane już w odmiennej formie. W wieku XVIII zawaliła się południowa wieża fasady, niszcząc sklepienia nawy i kaplic oraz arkady między nimi. Po tej katastrofie odbudowano i podwyższono wieże oraz przebudowano fasadę w duchu klasycyzmu. Prezbiterium wypełnił też w tym czasie monumentalny, barokowo-klasycystyczny ołtarz główny, z figurami najlepszego rzeźbiarza swojej epoki w Wielkopolsce – A. Schepsa. Wiek XIX i I poł. XX, dołożyły kolejne elementy, zgodnie gustami epoki, tak że do wybuchu II Wojny Światowej średniowieczna budowla szczelnie obrosła późniejszymi naleciałościami. Wszystkie ściany otynkowano i pokryto częściowo polichromią oraz stiukami, zmieniono wielkość i kształt okien, arkad, portali, sklepień, nachylenie dachów, hełmy wież, zlikwidowano łuki przyporowe…
W takiej, zasadniczo barokowo- klasycystycznej szacie, pomimo dewastacji czasów okupacji świątynia przetrwała do „wyzwolenia”. Największe zniszczenia przyniósł ostrzał artyleryjski z lewobrzeżnej części miasta 15 lutego 1945 roku, a rozmiar powstałych wówczas szkód pozwala, dość wiarygodnie oszacować przegląd dokumentacji fotograficznej, wykonany po zakończeniu działań wojennych. Zauważalne są, przede wszystkim uszkodzenia XVIII wiecznej obudowy fasady zachodniej. Zdruzgotane zostały kolumny klasycystycznej loggi, a mury zachodniego masywu w wielu miejscach są podziurawione i poszarpane. Wywołany wybuchami pożar strawił wszystkie hełmy wież oraz dachy nad nawą główną i bocznymi. Sklepienia jednak utrzymały ciężar walącej się więźby i pomimo zarysowań oraz kilku przebić zachowały się na całej powierzchni, nie dopuszczając do wypalenia i zniszczenia wnętrza. Poza fasadą mury obwodowe, choć posiekane pociskami zachowały się w dobrym stanie, w całości po gzyms koronujący.
Wewnątrz posadzka świątyni zasłana została odpadającymi ze sklepień i ścian tynkami oraz szkłem okiennym, ale największą stratą było zapalenie się organów na emporze zachodniej, poza nimi spłonęła się tylko część ruchomości złożonych w nawie glównej. W niewielkim stopniu uszkodzony został ołtarz główny (przeważnie przez spadające tynki); neogotycka ambona, oraz większość zmagazynowanego w nawie głównej, bocznych i kaplicach wyposażenia, wraz z ołtarzami i nagrobkami przetrwały w zasadzie bez szwanku. Silnie zabrudzone i odspojone miejscami od ścian zachowały się również polichromie w prezbiterium.
Zaraz po wojnie wykonano prace zabezpieczające oraz odkrywki tynków, zlecone przez ówczesnego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków Zdzisława Kempińskiego. Natrafiono wówczas na zachowane w wielu miejscach ceglane, średniowieczne lico ścian, a w prezbiterium, po bokach ołtarza głównego, w strefie między oknami, a arkadami otwierającymi się do ambitu, odsłonięto dobrze zachowane, średniowieczne, arkadkowe trifora. Rozwiązanie takie, wywodzące się z katedr francuskich, a posiadające najbliższe analogie w Katedrze Praskiej oraz Kolegiacie NMP w Stargardzie Szczecińskim, stanowiło ewenement na ziemiach Korony Polskiej. Podobnie wyjątkowe były, jak się okazało dobrze zachowane pod tynkami, trzy XV wieczne wieże opinające prezbiterium. Mieściły one, znajdujące się nad sklepieniami ambitu kaplice, otwarte na nawę główną wysokimi arkadami.
Dość purystycznie nastawione wówczas, lokalne, ale i stołeczne środowisko konserwatorskie opowiedziało się, w tych okolicznościach za zdjęciem wielowiekowych naleciałości i odsłonięciem najstarszych faz budowlanych świątyni. Stanowisko to odpowiadało także poglądom wielu hierarchów kościelnych, w tym m.in. Prymasa Stefana Wyszyńskiego, co w obliczu niskiej wówczas oceny klasy artystycznej barokowego i klasycystycznego wystroju ostatecznie przesądziło o jego losie.
Ogromny wpływ na bezkompromisową decyzję o regotyzacji miały poszukiwania korzeni chrześcijaństwa w Polsce, głównie w kontekście zbliżających się obchodów millenium chrztu. Nie bez znaczenia było także semantyczne pojmowanie katedry chrześcijańskiej, utożsamianej na północ od Alp ze stylem gotyckim. Surowa i oszczędna, a przy tym dość monumentalna, średniowieczna architektura niżu europejskiego bliższa była wreszcie gustom ukształtowanym na Art deco, stanowiąc przy tym doskonałą kontrę dla proklamowanego w 1949 roku socrealizmu.
Prace rozpoczęto w 1947 roku pod nadzorem strony kościelnej i Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, przy wsparciu komisji składającej się z przedstawicieli różnych dziedzin sztuk. Projekt budowlany, na podstawie przekazanych wytycznych przygotować miał natomiast architekt Franciszek Morawski. Ten wykształcony jeszcze przed wybuchem I Wojny, w drezdeńskiej Akademii Sztuk Pięknych artysta, już w okresie międzywojennym związał się z Wielkopolską – na terenie diecezji projektował np. historyzujące, w duchu średniowiecza kościoły w Drobninie, Dubinie czy św Rocha w Poznaniu. Morawski nie był jednak historykiem architektury, ani nie posiadał doświadczenia w badaniu i interpretacji dawnego budownictwa. Niestety do dziś nie przebadane zostało dostatecznie w jakim stopniu uzyskany efekt odbudowy katedry zawdzięczamy osobistej inwencji tego architekta, a na ile było to dzieło kolegialne oraz jak duży był wpływ oczekiwań i gustu inwestora (kurii).
W toku prac związanych z usuwaniem tynków i przemurowań okazało się, że stopień zachowania XIV i XV wiecznej konstrukcji nie jest tak dobry jak się z początku wydawało. Liczne przebudowy budynku w ciągu wieków zatarły dawne profilowanie, detale, proporcje niektórych okien i arkad oraz formy sklepień, pozostawiając szerokie pole do interpretacji, wymagającej skrupulatnych badań in situ oraz porównawczych.
Niestety, prace prowadzono wg przyjętego z góry harmonogramu budżetowego, bez żmudnej analizy architektonicznej oraz zważania na uszkodzenia lica cegieł, a i w toku samej odbudowy nie za bardzo przywiązywano wagę do pozostawienia oryginalnej substancji. W ten sposób przelicowano niemal całą powierzchnię ścian prezbiterium, do tego stopnia, że z odkrytych, tak wyjątkowych tryforiów nie pozostała bodaj ani jedna oryginalna cegła. Podobnie wszystkie trzy wieże przy prezbiterium rozebrano całkowicie i zbudowano od nowa, w nowym materiale, dokonując licznych korekt, złożonego sposobu nadwieszenia ich nad obejściem.
W przypadku gdy pewne nieregularności wątku, świadczące często o średniowiecznych jeszcze fazach budowlanych i przebudowach nie odpowiadały projektowi lub poczuciu estetyki architekta nie wahano się przed całkowitą wymianą licowania lub rozbiórką ściany, co ograniczyło późniejszą interpretację architektury, inną niż z góry założona. Obecnie większe fragmenty oryginalnego lica można dostrzec we wnętrzu głównie w środkowych częściach ścian nawy głównej oraz części ścian i arkad otwierających się na kaplice. W znacznym stopniu przelicowano również mury od zewnątrz. Oryginalną cegłę znajdujemy, na większych płaszczyznach między odtworzonymi glifami okiennymi nawy głównej korpusu, ale okładziny prezbiterium, fasady i wież zachodnich są już, niemal w całości tworem połowy XX wieku, a ilość cegieł pamiętających wieki średnie nie przekracza tam kilkunastu procent.
Osobną jest kwestią, że w średniowieczu z rzadka tylko we wnętrzach pozostawiano surową cegłę – zwykle mury pokrywano pobiałami z malowanym wątkiem ceglanym (często zupełnie nie pokrywającym się z oryginalnym) bądź kamiennym oraz wielobarwnym wykończeniem profili arkad lub żeber sklepiennych. W przypadku Katedry Poznańskiej brak jest tego typu dekoracji. Co bardziej pewne jednak, zwyczajnie nie przywiązano do niej wagi i konsekwentnie ją usunięto. Zachowano tylko późniejsze, figuralne i ornamentalne przedstawienia, odsłonięte na podłuczach kilku arkad między ambitem, a kaplicami. Jeszcze w 1949 roku planowano co prawda „otynkować ściany powyżej chóru” oraz służki w nawie głównej i pokryć je, wraz ze sklepieniem „delikatną” polichromią, ostatecznie jednak z pomysłu tego zrezygnowano.
Wiele odkrytych z pod tynków elementów sprawiało problemy interpretacyjne, jednym z najważniejszych były trzy wieże przy prezbiterium. Mieściły one przed wojną, znajdujące się nad obejściem kaplice, zaś komunikacja między nimi odbywała się przejściami ponad sklepieniami, skąd wejścia wiodły również na ganek skryty za galerią triforyjną. Istnienie w tym miejscu kaplic zostało wyraźnie potwierdzone źródłowo jednak dopiero w XVII wieku. Skłoniło to, niektórych badaczy do uznania, że pierwotnie były to wieże – latarnie, mające doświetlać dość ciemny w tym miejscu ambit. Rozwiązanie takie było by ewenementem w Europie tego czasu, w przeciwieństwie do wersji z kaplicami partonackimi lub lożami, pojawiającymi się, zwłaszcza w królewskich świątyniach. Ostatecznie wieże odbudowano jako latarnie, likwidując ślady pierwotnych przejść i poziomów użytkowych. Obecnie niemal wszyscy naukowcy przychylają się do wniosku, że podczas regotyzacji popełniono poważny błąd, który zafałszował historię i zmienił sposób odbioru oraz funkcjonowania świątyni.
Inne błędy popełnione przy odbudowie, wiązały się choćby z subiektywnie pojętymi wrażeniami estetycznymi, które przeważały nad dążeniem do wierności historycznej. Doskonałym przykładem mogą być tu odkryte triforia. Zdjęcia z okresu odbudowy wyraźnie ilustrują, że pas arkadek kryjących ganki wokół prezbiterium przerywany był trzykrotnie w miejscach, w których znajdowały się kaplice w wieżach. W ten sposób z początku go zrekonstruowano.
Efekt musiał jednak nie być zadowalający, gdyż ostatecznie wykonano pas ciągły triforiów. Zaważyły na tej decyzji z pewnością analogie do innych tego typu rozwiązań w Europie, od których zastosowane w Poznaniu wyraźnie odbiegało. Błędne jest także skrócenie od dołu arkadek triforium w dwóch przęsłach przy łuku tęczowym (pomimo zachowanych reliktów skrócono je o 1/3), dodatkowo wżynają się w nie szczyty zbyt wysoko wyprowadzonych, ostrych łuków arkad. Pierwotnie łuki te były silnie spłaszczone, co jednak nie odpowiadało XX wiecznemu poczuciu, średniowiecznych proporcji.
Kolejnym problemem, przed którym stanął architekt była forma sklepień naw i prezbiterium. Zdjęcia z okresu odbudowy sugerują, że pozostawiano ewentualność zachowania istniejących sklepień barokowych w nawie głównej – widoczne jest na nich odtworzone ceglane lico ścian, przy pozostawieniu wcześniejszego przekrycia. I znów wrażenia estetyczne lub decyzja inwestora przesądziły o ich całkowitym wyburzeniu. Pod nowożytnymi oporami, na murach widoczne były wówczas ślady oporów średniowiecznych pułapów, choć pozostałości te nie pozwalały rozstrzygnąć ich rysunku.
Pomimo braku odpowiednich przesłanek, ostatecznie zdecydowano o założeniu w nawie głównej sklepień gwiaździstych, zaś w prezbiterium krzyżowo-żebrowych. Przyjęte rozwiązanie, choć dobrze się komponujące, stanowi jednak odwrócenie stylistycznej chronologii powstawania tych dwóch części świątyni – nawa główna jest o kilka dziesięcioleci starsza od prezbiterium i to tam należało raczej zastosować sklepienie krzyżowe, w XV wiecznym prezbiterium, jak najbardziej odpowiadało by tymczasem przekrycie o rysunku gwiaździstym. Tu znów uzewnętrznia się, że Morawski znajdował się pod silnym wpływem katedr francuskich – o sklepieniach krzyżowo-żebrowych właśnie. To, że starsze są one od poznańskiego prezbiterium o prawie dwa wieki, nie było widać szczególnie istotne.
Tylko domyślać możemy się z jakiego powodu, w czasie odbudowy, w nawie głównej i bocznych, nowe, pseudogotyckie sklepienia założono zbyt zbyt wysoko w stosunku do pierwotnych – o ponad 3 metry! Ślady oparcia na murach gotyckich sklepień były wówczas wyraźnie widoczne i przebiegały tuż nad oknami w nawie głównej i arkadami w nawach bocznych. W efekcie zmieniono zatem proporcje wnętrza, sprawiającego obecnie wrażenie bardziej wysmukłego.
Możliwość podniesienia sklepień wiązała się z faktem, że mury obwodowe nawy głównej i prezbiterium nadbudowano o ponad metr w stosunku do ich pierwotnego stanu. Decyzję o takiej ingerencji podjęto dość późno zapewne pod wpływem „zewnętrznych nacisków”, gdyż jeszcze makiety i projekty z przełomu lat 40 i 50 sytuują gzyms wieńczący na pierwotnym poziomie. Zapewne ideą przewodnią była chęć monumentalizacji bryły i nadania jej „odpowiednich” proporcji. Ta sama intencja stała za ahistorycznym podwyższeniem o około 4m wież fasady zachodniej, pomimo iż żadne przesłanki historyczne na to nie pozwalały. Co znamienne, choć przygotowano rysunki architektoniczne, zakładające konsekwentnie stworzenie również gotyckich hełmów wieżowych, to ostatecznie zdecydowano o nadaniu im form późnobarokowych. W regotyzowanych zabytkach było to wówczas częste postępowanie, hełmy barokowe były silnie zrośnięte z krajobrazem polskich miast i wsi, zaś „gotyckie” kojarzyły się jednoznacznie, z pogardzanym wówczas neogotykiem. Na trzech wieżyczkach wschodniego zamknięcia przywrócono zatem zwieńczenia istniejące do 1945 roku, wieże wschodnie nakryto zaś hełmami wzorowanymi na rysunku fasady z początku XVIII wieku.
W wersji zrekonstruowanej tym ostatnim brak jednak finezji pierwowzoru, a ich znaczne przeskalowanie spowodowało, że sprawiają wrażenie ciężkich i nieproporcjonalnych – wieże katedry miały, wg decydentów stać się krajobrazową dominantą, zatem cel o, na poły politycznym wówczas znaczeniu uświęcił środki. Brak stylistycznej konsekwencji przejawia się także w obiegającym świątynię gzymsie koronującym, stworzonym całkowicie od nowa, wyżej niż pierwotny, któremu nadano zdecydowanie nowożytny profil i otynkowano. W elewacji zachodniej pozostałe elementy architektoniczne już bezpardonowo „regotyzowano”. Choć znane były z ikonografii formy barokowego szczytu między wieżami i możliwe było teoretycznie jego w miarę wierne odtworzenie, zdecydowano o nadaniu mu cech gotyckich, całkowicie wg wizji XX wiecznego projektanta. Zrealizowana kompozycja jest co prawda historycznie dość poprawna ale nie poparta żadną dokumentacją ani odkryciami, zatem dyskusyjna.
Portal główny zrekonstruowany został na podstawie zachowanych reliktów (część glazurowanych kształtek ościeży jest oryginalna), podobnie wielkie okno fasady zachodniej. Odkryto nawet pewne pozostałości, zdobiącej je kamiennej rozety, ale zrealizowana forma to już współczesna kreacja. W całej gorliwości naśladowania stylistyki historycznej razić mogą betonowe(?) nadproża okien zachodnich wież, stanowiące ni stąd, ni zowąd całkowicie współczesny akcent. Podkreślono w ten sposób zapewne ahistoryczne umiejscowienie tych przepruć, co jednak na tle innych, wymienionych wyżej przekłamań wydaje się drobnostką.
Wieniec kaplic otaczających świątynię pozostawiono zasadniczo bez większych zmian. Od zewnątrz zachowano częściowo barokową szatę, a częściowo odsłonięto – lub raczej wykonano na nowo „gotyckie” lico z profilowanymi kształtkami ościeży i przypór. We wnętrzach największa rewolucją było usunięcie wiodących do kaplic portali i odtworzenie, niekiedy dobrze zachowanych pod tynkami pierwotnych arkad, oddzielających je od naw bocznych. W wyposażenie i wystrój ingerowano w małym stopniu, wprowadzono nawet nowoczesne akcenty w postaci współczesnych polichromii.
W części nawowej regotyzacja objęła tymczasem także wyposażenie. Późnobarokowy ołtarz główny został rozebrany aby wyeksponować nową, gotycką architekturę prezbiterium. Niestety nie zadbano o zdobiące go wysokiej klasy rzeźby figuralne, których znaczna część uległa prawdopodobnie zniszczeniu (choć możliwe, że ozdobiły one inne kościoły, nadal nie natrafiono jednak na ich ślad). Jego miejsce zajął późnogotycki pendaptyk, zakupiony z kościoła farnego w Górze Śląskiej – nowi parafianie z ziem „odzyskanych” nie przejawiali jeszcze wówczas przywiązania do poniemieckich „staroci”, więc oddali zabytek bez żalu. Trzeba wszakże przyznać, że w surowym wnętrzu, bogato zdobione i złocone retabulum komponuje się znakomicie. Ze śląska sprowadzono również XV wieczne stalle, które stanęły po jego bokach.
Jedynym elementem którzy burzy konsekwentnie budowaną wizję średniowiecznej katedry jest ambona. Wcześniej znajdowała się tu kazalnica neogotycka, o lekkiej ażurowej dekoracji. Przetrwała ona wojnę bez szwanku, podczas odbudowy stwierdzono jednak, że neogotyk nie odpowiada pseudogotyckiemu wnętrzu i zdecydowano o zastąpieniu jej amboną… barokową, oczywiście sprowadzoną z Dolnego Śląska. Przy ogólnym oglądzie całość wyposażenia nawy głównej i prezbiterium dobrze się komponuje, ale żaden z głównych elementów się tam znajdujących, nie jest historycznie związany z tą świątynią.
Równolegle z pracami budowlanymi, w końcu lat 40 i na początku 50 prowadzono również, zakrojone na szeroką skalę badania archeologiczne we wnętrzu katedry. Przyniosły one odkrycie pod posadzkami pozostałości wczesnopiastowskich budowli, na których stanęły gotyckie mury. Paradoksalnie też, to nie wojna, lecz archeolodzy właśnie przyczynili się przy okazji do największej katastrofy budowlanej tego zabytku od dwóch stuleci. Wykonane głębokie wykopy zachwiały statykę filaru po północnej stronie prezbiterium, co doprowadziło do zawalenia się dwóch filarów międzynawowych, wspartych na nich murów, niemal wszystkich sklepień w prezbiterium i części ambitu, a także północnej wieży przyprezbiterialnej. Zdjęcia wykonane po tym zdarzeniu ilustrują często w publikacjach zniszczenia wojenne, co nie jest zgodne z prawdą, choć ogień szalejący na dachach i wybuchy pocisków z pewnością przyczyniły się do osłabienia konstrukcji ścian oraz sklepień.
W porównaniu do współczesnych standardów, prace prowadzone przy odbudowie Katedry Poznańskiej wykonywano w innych warunkach politycznych, gospodarczych i z odmiennym podejściem do substancji zabytkowej. Ocena ich zasadności i jakości wymaga zatem porównania w kontekście podobnych realizacji czasu powojennej odbudowy kraju. Najbliższą analogię, pod względem specyfiki materii znajdziemy w Gnieźnie. Tamtejsza katedra wojnę przetrwała również z zachowanym zasadniczo kostiumem barokowym oraz spalonymi dachami i wieżami. Regotyzacja polegała także na zbiciu tynków i późniejszych dekoracji, oraz rekonstrukcji sklepień, hełmów wież, okien… Tu inwestycja przebiegła jednak niemal modelowo, opierano się na okrytych reliktach i dość skrupulatnych, również przedwojennych badaniach, a i współcześnie brak jest większych zastrzeżeń do wykonanych prac. Pomimo pewnych zapędów strony kościelnej, chcącej „uświetnić” wygląd świątyni, pod naciskiem Generalnego Konserwatora Zabytków (Jana Zachwatowicza) powstrzymano się przed poprawianiem architektury i monumentalizacją bryły, a fasadę pozostawiono ze śladami licznych przebudów, bez cerowania wątku. Trzeba wszakże przyznać, że stan zachowania średniowiecznego trzonu murów był tu znacznie lepszy niż w Poznaniu – zachowały się np gotyckie sklepienia naw bocznych. Katedra we Wrocławiu regotyzowana była jeszcze przed II wojną, podczas odbudowy ograniczono się do stosunkowo niewielkich tylko korekt, a zasadnicze elementy pozostawiono – zrekonstruowano np. sklepienia nawy głównej w formach barokowych, ze względu na brak przesłanek ich średniowiecznego rysunku. Odmiennie sytuacja prezentuje się w Warszawie, na miejscu całkowicie zniszczonej, neogotyckiej fasady Katedry Św Jana zbudowano wg projektu J. Zachwatowicza zupełnie nową, o formach nawiązujących do gotyku, ale z modernistycznym, uproszczonym detalem w partii szczytu. Pozwala to odróżnić współczesną aranżację od rzetelnej rekonstrukcji, z jaką mamy do czynienia w pozostałych częściach gmachu.
Na tle powyższych przykładów, poświęcona 29 czerwca 1956 Katedra Poznańska jawi się wg mnie jako najsłabsza pod względem merytorycznym realizacja, którą można było, nawet w tamtych realiach wykonać znacznie dokładniej, przy zachowaniu pewnych nawarstwień historycznych, powstrzymując się przed odtwarzaniem nieznanego i tworzeniem nowej jakości. Z punktu widzenia badawczego, problemem jest natomiast sugestywność, projektowanych ze sporym wyczuciem stylu prac. Zwłaszcza w obliczu gruntownej wymiany cegły licowej utrudniona jest obecnie analiza architektury i oddzielenie elementów oryginalnych lub odtworzonych, od wykreowanych. Niestety w czasie odbudowy nie wykonano rzetelnych badań architektonicznych, brak również pełnej dokumentacji fotograficznej lub rysunkowej wszystkich ścian i nieregularności, co skazuje mediewistów nierzadko na błądzenie w domysłach.
Trzeba przyznać, że Katedra św. Piorta i Pawła, w obecnej formie, może poza przeskalowaną zachodnią fasadą, sprawia wizualnie bardzo pozytywne wrażenie. Zwłaszcza wnętrze, dość ciemne i tajemnicze, a przy tym monumentalne, o dobrych proporcjach, stanowi odzwierciedlenie archetypu gotyckiej świątyni… ukształtowanego w naszej świadomości działaniami XIX i XX wiecznych konserwatorów. Trudno uwierzyć jak daleki jest to obraz od rzeczywistości wieków średnich, oraz jak rozległa była tu ingerencja współczesnych budowniczych i architekta. Kształtki, profile czy inne elementy dekoracyjne są przeważnie, w najlepszym wypadku współczesną kopią zachowanych śladowo lub usuniętych w trakcie odbudowy oryginałów, inne to historyzujące dopowiedzenie. Warto zatem zdać sobie sprawę, że w dzisiejszej katedrze odbijają się, co prawda echa średniowiecznej świątyni, jednak jako całość stanowi ona XX wieczną kreację, a tak zwana regotyzacja to w rzeczywistości kolejna przebudowa, wykorzystująca pewne elementy dawnej budowli, jako bazę do rozwinięcia artystycznej wizji. Koncept ten miał przede wszystkim odpowiadać na zapotrzebowanie społeczne, polityczne i estetyczne, względy konserwatorskie i historyczne grały tu zdecydowanie podrzędną rolę.
Ważniejsza bibliografia:
E. Linette, O gotyckiej architekturze katedry poznańskiej, w: „Podług nieba i zwyczaju polskiego”, Warszawa 1988.
A. Kusztelski, Prezbiterium katedry poznańskiej. Rekonstrukcja faz, układ, związki i wpływy. w: „W kręgu Katedry”,KMP 2003.
S. Skibiński, Królewski charakter katedry poznańskiej, w: „W kręgu Katedry”, KMP 2003.
S. Skibiński, Katedra poznańska, Poznań 2001.
J. Miziołek, Stefan kardynał Wyszyński wobec universum sztuki, „Kultura – Media – Teologia”, 2010 nr 3.
Kliknij, aby uzyskać dostęp folder_katedra.pdf
Czy wiadomo jaki był powód pokrycia dachu blachą, a nie dachówką? Jeżeli podczas prac budowlanych nawiązywano do średniowiecza, to dlaczego zastosowano pokrycie, którego nie mogło być na budowlach gotyckich, bo stosowano je dopiero od XVIII wieku? To samo dotyczy katedry w Gnieźnie – także pokrytej blachą.
PolubieniePolubienie
Też się nad tym zastanawiałem i w literaturze brak odpowiedzi. Można się domyślać że miało to związek z kwestiami estetycznymi (przed wojną zdaje się też była blacha na dachu), ale również, a może przede wszystkim z konstrukcją więźby – wykonano ją z kształtowników stalowych, być może nawet rozbiórkowych i nie utrzymała by ciężaru ceramicznego poszycia. Prawdopodobnie nie chciano również obciążać murów zbyt ekstremalnie. Niemniej na wszystkich rysunkach koncepcyjnych bryły z końca lat 40 proponowane jest poszycie z blachy.
PolubieniePolubienie
Pingback: Poznań dla uczestników BCP 2018 - cz. II: Wschód
Świetny artykuł! Rzeźba przekazanie kluczy świętemu Piotrowi z ołtarza głównego katedry znajduje się przed kaplicą Wydziału Teologicznego od strony nowego gmachu Seminarium Duchownego. Niestety stoi ona w krzakach, bez żadnej tabliczki, cała zielona- porośnięta glonami.
PolubieniePolubienie
Dziękuję! Nie wiedziałem, że ta rzeźba znajduje się przy kaplicy, spróbuję ją odnaleźć 🙂
PolubieniePolubienie